poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 5 - Zaufanie



Flora, pogrążona w lekturze książki, nie usłyszała otwierania się drzwi od pokoju. Wyglądała tak, jakby nagle znalazła się w swoim własnym świecie. Chcąc zrozumieć co jest przyczyną nagłych zmian i dziwnych wydarzeń, które jej dotyczyły, sięgała do różnych źródeł.
- Flora? - Niepewny, damski głos oderwał dziewczynę od książki.
Czarodziejka natury przeniosła wzrok na Bloom, która zaskoczona tak szybkim powrotem przyjaciółki, najwyraźniej nie była pewna, co powinna powiedzieć. Flora pięknie się uśmiechnęła. Wstała z łóżka, przy okazji kładąc książkę na półce, po czym podeszła do rudowłosej i przytuliła ją tak jakby nie miała z nią kontaktu przynajmniej kilka lat, mimo tego, że widziały się dzień wcześniej. Prawdą było to, że Flora najbardziej tęskniła za swoją niezależnością. Znowu potrafiła radzić sobie sama. Poruszanie się nie sprawiało jej już bólu, więc starała się wykorzystywać to przy każdej okazji. Najmniejszy gest, który wykonywała sprawiał jej ogromną satysfakcję. Znów czuła, że żyje.
- Strasznie nam ciebie brakowało. - Powiedziała Bloom, gdy tylko kobiety odkleiły się od siebie. - Ale jakim cudem tak szybko wyszłaś że szpitala? - Dodała po chwili.
- Wszystko wyjaśnię wieczorem. Teraz mam bardzo ważną sprawę do Musy. Wiesz może gdzie ona jest? - Spytała Flora.
Rudowłosa wyraźnie posmutniała.
- Nie wiem co się z nią dzieje... Przestała przychodzić na zajęcia. Do alfei wraca późnym wieczorem. A kiedy próbujemy z nią rozmawiać, ucieka od odpowiedzi i stara się zmieniać temat. Nie sądzę żebyś teraz ją tam znalazła, ale możesz sprawdzić w jej pokoju.
Flora słuchała z uwagą. Już podczas pobytu w szpitalu zauważyła, że Musa ma problem. Strasznie zależało jej na szczerej rozmowie z przyjaciółką i nie zamierzała ustąpić.
Posłała czarodziejce smoczego płomienia pocieszycielski uśmiech, wyszła z pomieszczenia i ruszyła w stronę pokoju Tecny i Musy. Gdy znalazła się przed odpowiednimi drzwiami, zapukała w nie cicho, po czym nacisnęła na klamkę i weszła do środka. Zastała tam czarodziejkę technologii, jak z resztą często, korzystającą z komputera. Natomiast po Musie, tak jak mówiła Bloom, nie było żadnego śladu.
Flora przywitała Tecnę ciepłym uściskiem. Dziewczyny rozmawiały przez kilka minut, lecz kiedy Flora zamierzała spytać o Musę, zadzwoniła jej komórka. Zirytowana czarodziejka wyciągnęła ją z kieszeni. Na wyświetlaczu pokazał się numer Timmy'ego. Wróżka przeprosiła przyjaciółkę, po czym odebrała połączenie.
- Cześć. Czemu dzwonisz? - Spytała.
- Słuchaj mnie uważnie. Brandon już po ciebie jedzie. Wyjdź przed szkołę i czekaj na niego. - Chłopak był zdenerwowany.
- Ale co się stało? - Flora nic nie rozumiała.
- Wszystko wyjaśnię ci kiedy dotrzecie. Teraz tylko zrób to o co cię proszę, ok? - Ton Timmy'ego można było uznać za błagalny.
- Ale...
- Chodzi o Helię. - Przerwał Florze mężczyzna.
Czarodziejka natury rozłączyła się. Była przerażona. Okropnie martwiła się o to, że jej chłopakowi mogła stać się krzywda.
- Tecno, muszę iść. - Powiedziała dziewczyna i nie czekając na odpowiedź zdezorientowanej przyjaciółki, pobiegła pod bramę alfei.
Brandon zjawił się po krótkiej chwili. Kobieta wsiadła na tylne siedzenie motocyklu i odjechała razem z mężczyzną.
Jechali nie więcej niż kilkanaście minut. Przez całą drogę milczeli. Chłopak nie chciał powiedzieć niczego nieodpowiedniego, a caarodziejka była zbyt zdenerwowana, aby spytać o cokolwiek.
Gdy dotarli na miejsce, przed czerwoną fontanną, czekali na nich specjaliści. Wszyscy, z wyjątkiem Helii.
Flora nie widząc nigdzie swojego partnera przestraszyła się nie na żarty. W głowie miała tylko najczarniejsze scenariusze. Szła niepewnie w stronę grupki magików, spodziewając się najgorszego.
- Timmy... Co się stało? - Spytała cicho czarodziejka.
Spojrzała mężczyźnie w oczy, tak jakby od tego co miał powiedzieć, zależało jej życie.
Timmy zawsze był nieśmiały przy kobietach, a Flora zdecydowanie należała do takich, których wdziękom uległ by każdy osobnik płci męskiej. Magik nie był w stanie wytrzymać spojrzenia jej zielonych oczu zbyt długo.
- Nie martw się. Helii nic się nie stało, choć sprawa i tak jest dość poważna. - Wtrącił Riven, zanim jego przyjaciel zdążył odpowiedzieć.
Z jednej strony Flora odetchnęła z ulgą, jednak z drugiej, wciąż była zmartwiona. Wyczekując na większą ilość informacji zaczynała się niecierpliwić.
- Uświadomicie mi do cholery o co chodzi, czy będziecie stać jak ci kretyni?!
Czarodziejka praktycznie wykrzyczała te słowa prosto w twarz Timmy'ego, który zdezorientowany stał kilka centymetrów przed nią.
Reszta specjalistów również była w szoku. Flora zawsze była spokojna i opanowana. Między innymi to łączyło ją z Helią. Tak naprawdę żaden z mężczyzn nigdy nie słyszał nawet lekko podniesionego głosu tej dziewczyny. Momentalnie z jej oczu zniknęła cała troska i nadzieja. Zastąpiła je złość. Flora po chwili poczuła się tak, jakby uszła z niej cała energia. Straciła kontrolę nad swoim ciałem. Z każdą sekundą stawała się coraz słabsza. Zaczęło kręcić jej się w głowie. Już po chwili, straciła przytomność. Stojący obok niej Sky szybko zareagował i złapał dziewczynę zanim zdążyła upaść. Wziął ją na ręce i usadził ostrożnie na najbliższej ławce. Zaczął delikatnie klepać ją po policzkach, mając nadzieję, że wróżka się ocknie.
- Źle to robisz! - Wykrzyczał Riven.
- Więc zrób to lepiej baranie! - Odgryzł się Sky.
Riven pobiegł w stronę budynku szkolnego.
Po kilku minutach wrócił ze szklanką pełną wody.
Jedną ręką odsunął Sky'a od Flory, a drugą chlusnął na jej twarz zawartością szklanki. Kobieta z krótkim piśnięciem otworzyła oczy i spojrzała na mężczyznę.
- Coś ty właśnie zrobił? - Zapytała dobitnie.
- Ja? Nic. Nie mam pojęcia o czym mówisz. - Magik uśmiechnął się niewinnie.
Wbrew pozorom, Riven nie był skończonym idiotą. Czasami po prostu go ponosiło. Był pewien, że sposób zadziała, więc użył go, a skoro sposób faktycznie zadziałał, to najwyraźniej chłopak miał trochę racji.
Flora nie miała zamiaru drążyć tego tematu. Wytarła twarz w rękaw przayjaciela i uznała tą sprawę za zamkniętą. Bardziej martwiła ją sytuacja związana z Helią. No... I sprawa jej nagłego, dziwnego zachowania. Nigdy nie czuła takiego zdenerwowania, takiej wściekłości. Zawsze starała się panować nad emocjami. Dlaczego tym razem wzięły one nad nią górę?
- Chłopaki... Przepraszam. Naprawdę nie wiem co mnie opętało...
- W porządku. To dosyć oczywiste, że jesteś zestresowana. Nie moglibyśmy tego nie zrozumieć. - Rzekł Brandon głosem pozbawionym pretensji.
- Wracając do Helii... - Powrócił so tematu Timmy. - Jest u Saladina. Martwimy się. Istnieje szansa, że...  Wyrzucą go z czerwonej fontanny. - Dodał.
- Ale jak to? Dlaczego? - Głos Flory wyrażał wszystko. Przestraszyła się jak nigdy.
Magik opowiedział jej o tym, jak jej ukochany wdał się w awanturę z jednym, z uczniów. Niestety doszło do rękoczynów. Helia nie doznał żadnych, większych obrażeń, ale stan chłopaka, z którym walczył, okazał się być poważny.
Dziewczyna nie potrafiła uwierzyć w to, co usłyszała. Helia był pacyfistą. Nigdy nie pochwalał rozwiązywania problemów za pomocą siły.
Jednak rzeczą, która zastanawiała ją najbardziej, było coś innego.
- Zaraz... Ale jaki to wszystko ma związek że mną?
Z odpowiedzią przyszedł Sky.
- Widzisz... Tym chłopakiem jest Eric. Oni pobili się o ciebie.
Flora nie wiedziała co powiedzieć. W jednej chwili przestała się martwić. Była zła na Helię. Dorosły mężczyzna zachowujący się niczym sześciolatek, tylko tego jej brakowało. Chciała zobaczyć swojego chłopaka jak najszybciej. Oznajmiła to specjalistom, na co oni zaprowadzili ją pod gabinet dyrektora, w którym aktualnie przebywał Helia.
Z pomieszczenia dochodził podniesiony głos Saladina, mówiącego o tym, że takie zachowanie jest niedopuszczalne, a w dodatku nigdy nie spodziewałby się czegoś tak wstrętnego po swoim własnym wnuku. Na koniec padło zdanie "Muszę ustalić, wraz z Radą, jaką karę poniesiesz, a teraz żegnam cię Helia.".
Drzwi gabinetu otworzyły się. Stanął w nich niespokojny, ciemnowłosy mężczyzna. Początkowo nie zauważając swoich przyjaciół, mamrotał coś pod nosem. Po chwili podniósł głowę i od razu skierował wzrok na Florę. Jej mina mówiła wiele. Najwyraźniej dla Helii zbyt wiele. Była wściekła jak mało kiedy, a on żadnym sposobem nie mógł uniknąć konfrontacji z nią.
Dziewczyna kiwnęła głową na specjalistów, co odebrali jako polecenie zostawienia jej samej z wnukiem Saladina.
Kiedy zostali już sami na korytarzu, podeszła do długowłosego. Podniosła głowę tak, aby móc spojrzeć mu w oczy.
- Jesteś z siebie zadowolony? - Spytała oschle.
- Nie... Żałuję tego, naprawdę żałuję... - Odpowiedział mężczyzna szczerze.
- Przynajmniej tyle. - Rzekła czarodziejka z nutą ironii w głosie. - Co on takiego zrobił ? - Zadała kolejne pytanie.
- Nic szczególnego. Stwierdził tylko, że niedługo zostaniecie parą. Podobno nie wspomniałaś mu o mnie. - Tym razem to chłopak zaczął robić wyrzuty.
- Ciekawe jak miałam mu to powiedzieć, skoro zamieniłam z nim dwa zdania...
- A może wcale nie było tak jak twierdzisz, że było?
Zabolało. Mężczyzna, którego kochała najbardziej na świecie, zarzucił jej kłamstwo. Jej oczy zaszkliły się, a po jej prawym policzu spłynęła pojedyncza łza.
- Dosyć... - Jej głos się załamał.
Zakryła twarz dłońmi i wybiegła z budynku zalewając się łzami. Nagle, w wyniku mocnego uderzenia, upadła na ziemię.
___________________________________
Witam wszystkich serdecznie!
Rozdział piąty zawitał na bloga. Miałam wstawić go trzy dni temu, ale wystąpiły pewne komplikacje. Stwierdzam, że nie będę już zapowiadać sobie, ani nikomu innemu daty wstawienia kolejnego posta. Plan na kolejny rozdział jest już realizowany, co nie zmienia faktu, że nie wstawię go zbyt szybko.
Życzę miłego czytania! ;-)